Gniew

Czy gniew jest niezbędny do życia?

Tak. Mamy prawo, a nawet obowiązek wyrażania gniewu, gdy się na coś nie zgadzamy, gdy zostaliśmy zranieni, gdy ktoś przekroczył nasze granice.Taki gniew to samoobrona, przeciwstawienie się przemocy, nadużyciu czy zawodowi, który sprawili nam inni. Samoobrona niezbędna do układania sobie stosunków z innymi. Ale musimy mieć pewność, że nasz gniew jest słuszny.

A kiedy gniew jest problematyczny/niezdrowy?

Ci z nas, którym w dzieciństwie odebrano prawo do przeżywania i wyrażania gniewu, w dorosłym życiu czują się zagubieni, mają kłopoty z budowaniem bliskich relacji, łatwo wchodzą w rolę ofiary. Kiedy ktoś ich zaatakuje, nie potrafią się bronić, tracą kontakt ze sobą i z rzeczywistością, czują się bezsilni. Tego doświadczenia może nam oszczędzić bezwarunkowa akceptacja przynajmniej jednej emocjonalnie dla nas ważnej osoby. Jeśli mamy kogoś takiego w dzieciństwie, buduje to nasze poczucie emocjonalnego bezpieczeństwa i wartości.

Jest też gniew, który narasta latami i przeradza się w trwałe uczucie nienawiści. Nienawiść jest patologiczną formą gniewu, jest toksyczna i ciężka. Pielęgnowana przez lata zaślepia umysł, prowadząc nieraz do paranoi. Paranoja to stan, w którym wybieramy sobie osobę lub grupę ludzi, do których pałamy nienawiścią. Może to być lewica albo prawica, jakaś grupa etniczna, teściowa. Ktokolwiek, kogo obarczymy odpowiedzialnością za to, że jest nam trudno, że nam nie wychodzi. Paranoja jest atrakcyjna, z punktu widzenia paranoika/paranoiczki, bo broni naszego iluzorycznego świata. Stanowi swoistą tarczę broniącą nas przed refleksją, przed uświadomieniem sobie prawdziwych przyczyn naszej sytuacji. Chroni przed frustracją, rozczarowaniem sobą i swoim życiem, lękiem, rozpaczą. Paranoja jest czarno-biała, zwalnia od myślenia.

Ten rodzaj gniewu ma swoje źródło w poczuciu oddzielenia. Przekonane o swoje odrębności „ja” sprawia, że czujemy, jakbyśmy żyli w oblężonej twierdzy. Interpretując otaczający nas świat jako zagrożenie, rozbudzamy gniew, niezbędny do obrony naszej wyimaginowanej twierdzy. Im bardziej czujemy się zagrożeni, tym więcej wrogów widzimy wokół siebie. To nasz umysł interpretuje zdarzenia i produkuje związane z tą interpretacją emocje. Zagrożenie, twierdza i gniew to produkty naszego umysłu. Nie ma to jednak nic wspólnego z tym, jak rzeczy mają się naprawdę.

Czyli, podsumowując, gniew jest problematyczny, jeśli jest skutkiem utraty kontaktu z rzeczywistością.

Czy można wyrażać gniew, nie czyniąc nikomu krzywdy?

To trudna sztuka. Ale to możliwe, kiedy gniewając się stawiamy granice bez obrażania, poniżania czy niszczenia innych. Wymaga to jednoczesnego nie przyjmowania postawy ofiary ani napastnika. To dochodzenie i obrona swoich praw bez nienawiści.

Jeśli zatrujemy się czymś w restauracji, to żeby zwymiotować idziemy do toalety. Nie przychodzi nam na ogół do głowy, żeby zwymiotować na kelnera. 

Oczywiście mamy też prawo zwrócić uwagę szefowi kuchni. Jeśli jednak się na nim wyżyjemy, on wróci do domu i wywali swoje emocje na żonę. Żona przy najbliższej okazji sponiewiera dzieci. Te pójdą następnego dnia do szkoły i wyżyją się na słabszych kolegach. Słabsi koledzy znajdą jeszcze słabszych albo psa czy kota.

Jeśli poczujemy się zatruci nienawiścią czy brakiem szacunku, mamy prawo pozbyć się tej trucizny, ale najlepiej w sposób, który nie zatruje innych. Nie przekazywanie dalej toksycznej energii naszych złych doświadczeń jest możliwe. I bardzo potrzebne. Słuszny gniew, który czujemy, może sprawiać przykrość, być dla kogoś szokiem, ale nie upokarza i nie niszczy. Słuszny gniew nie służy uwalnianiu emocji tego, kto się gniewa. „Zwykła” złość często znajduje swój wyraz samodzielnie, nieraz z zaskoczenia. Wyrażenie słusznego gniewu jest wynikiem świadomej, z trudem podejmowanej decyzji. Wymaga odwagi i mobilizacji. A także rozsądku, by wybrać właściwy sposób i odpowiedni moment. 

Tekst powstał na postawie książki „Siedem boskich pomyłek. Renata Dziurdzikowska i Wojciech Eichelberger rozmawiają”, Wydawnictwo Do, 2000