Jest taka anegdota. Przychodzi mężczyzna do apteki i mówi: „Poproszę o tabletki na chciwość. Tylko żeby ich było dużo, dużo!”
Chciwemu zawsze za mało?
Mało kto nie cierpi na chciwość. Chcemy mieć więcej i więcej i nie możemy tego głodu zaspokoić. Chcemy czuć się lepiej. I wydaje nam się, że jeśli będziemy mieli więcej (niż mamy), że jeśli będziemy (bardziej) popularni, wpływowi, jeśli będziemy mieli więcej władzy, to znajdziemy w tym ukojenie i zniknie nasza niepewność i lęki. Jakbyśmy wierzyli w „posiadam, więc jestem”. Tymczasem chciwemu zawsze za mało. Chciwość jest nierozpoznanym głodem miłości i prawdy. Ci z nas, którzy w dzieciństwie czuli miłość i szacunek, wiedzą, że są wartością samą w sobie, niezależnie od od tego, co posiadają i co osiągnęli. Lecz gdy jako dzieci przekonaliśmy się, że samo nasze istnienie nie wystarcza, żeby być kochanym, przez resztę życia czujemy głód i niepokój. Nierzadko w dorosłym życiu takim osobom wydaje się, że nie starczy im życia na to, co jest jeszcze do zrobienia, kupienia, nauczenia się, poznania. Są przekonani, że będą szczęśliwsi, gdy się rozwiną, poznają więcej ludzi, zwiedzą więcej krajów, więcej doświadczą. Ale to, co ukoi ten głód, mogą znaleźć nie ruszając się z miejsca. Bo przecież więcej może znaczyć jedna głęboka rozmowa z kimś, kto cały czas jest blisko niż poznanie setek osób z różnych zakątków świata. Łyk wody nierzadko lepiej zaspokoi pragnienie niż wyrafinowany trunek.
Kryje się za tym jakiś sekret nasycenia?
Poczucie nasycenia zależy od jakości i głębokości przeżywania każdej chwili naszego życia, a nie od liczby zaliczonych podróży, posiadanych znajomych, przyjaciół czy rzeczy. Niestety gospodarka świata opiera się na chciwości i zawiści. Świat oferuje tysiące możliwości i my z tej oferty korzystamy. Niewielu z nas dobrowolnie wybiera nieposiadanie. Współczesnymi apostołami ograniczania potrzeby posiadania są ekolodzy. Nawołując do samoograniczania się walczą z naszą nienasyconą chciwością. Chciwość wyklucza troskę i szacunek. Po co się troszczyć o coś, co mamy, skoro możemy sobie kupić nowe? Ale nie będziemy mogli sobie kupić nowej planety. Ziemia od dawna ostrzega nas przed konsekwencjami naszej chciwości. Zmienia się klimat, brakuje wody do picia, powietrze i żywność zaczynają nam szkodzić. Widzimy na własne oczy, że żyjemy w czasach katastrofy ekologicznej, a mimo to nasza chciwość nie pozwala nam tego uznać i zacząć żyć inaczej.
Czy chciwość prowadzi do uzależnień?
Jeśli nam się wydaje, że nie potrafimy bez czegoś żyć, z pewnością się od tego uzależnimy. Nie dotyczy to naturalnie tylko używek czy narkotyków, ale też innych ludzi, prestiżu, znaczenia, władzy, chęci wyróżniania się, szczęścia, bezpieczeństwa czy komfortu. Uzależniamy się od tego, co „potwierdza” naszą fałszywą tożsamość. Żeby móc bezrefleksyjnie wytrwać w naszych iluzjach na własny temat, organizujemy się w towarzystwa wzajemnej adoracji, które służą nam w utwierdzaniu się, że idziemy właściwą drogą. Odejście z takiej grupy wymaga nie lada odwagi, bo wiąże się ze zmianą – znajomych, sposobu spędzania wolnego czasu, hierarchii wartości, sposobu myślenia.
Dlaczego dzieje się tak, że większe problemy z chciwością mają ci z nas, którzy posiadają więcej?
Z pozoru może się to wydawać nielogiczne. Ale gdy chcemy mieć dużo i jakoś nam się to udaje, zostajemy bez reszty wciągnięci w wyścig, w którym już nawet nie chodzi o pieniądze, ale o liczby, wskaźniki i porównywanie się z innymi. Bywa, że w takim wyścigu, w obronie pieniędzy i pozycji, decydujemy się na działania, które są sprzeczne z naszym sumieniem. Pragnąc mieć coraz więcej, nieuchronnie wchodzimy w konflikt z ludźmi, którzy graję w tę samą grę. Musimy z nimi walczyć, bo dla wszystkich wszystkiego nie wystarczy. Coraz większe wyrzuty sumienia tłumimy alkoholem, szaloną zabawą, a od czasu do czasu spektakularną dobroczynnością. Coraz w nas mniej miejsca na zwykłą przyzwoitość, miłość, współczucie. Ślepa chciwość każe nam brać i nie potrafi się dzielić. Im więcej ma, tym więcej pragnie. Dlatego chętniej dzielą się z innymi ci z nas, którzy nie mają wiele.
Powinniśmy się samoograniczać?
Trudno o samoograniczanie, gdy jesteśmy głodni, jest nam zimno albo pada nam na głowę. Samoograniczania się nie można narzucać. Przymus czynienia dobra nie prowadzi do dobra. Dopiero świadomość istnienia innych wartości niż posiadanie i realna możliwość dokonania wyboru życiowych celów może przynieść dobro. Można świadomie zrezygnować nie tylko z tego, na co nas nie stać, ale także z tego, na co nas stać. Powiedzenie sobie „mam wystarczająco dużo” daje ogromne poczucie wolności. Warto przedłożyć „być” nad „mieć”. Może, jak zrobimy sobie bilans, to wyniknie z niego, że nie potrzebujemy nowego komputera czy samochodu, tylko więcej czasu dla siebie i najbliższych, by głębiej poczuć smak i jakość życia. Może doprowadzi nas to do zainteresowania, o co w życiu chodzi, po co jesteśmy. Dopóki nie zmierzymy się z tymi pytaniami, które w głębi serca nurtują każdego z nas, niepokój nas nie opuści. A chciwość pozostanie chybioną odpowiedzią na nasze egzystencjalne i duchowe wygłodzenie.
Tekst powstał na postawie książki „Siedem boskich pomyłek. Renata Dziurdzikowska i Wojciech Eichelberger rozmawiają”, Wydawnictwo Do, 2000